Pewien mezczyzna pelniacy fukcje urzednika w malej wiosce po otrzymaniu waznego listu postanawia cichaczem opuscic to miejsce. Marzy mu sie wyjazd do Ameryki, tak jak zrobil jego przyjaciel ktory przyslal mu list i obiecal pomoc w zalatwieniu wizy. Ale bohater musi dotrzec jak najszybciej do miasteczka oddalonego o kilka dni drogi. Okazuje sie ze w tamtych rejonach dosc czesto zlapac stopa sie nie da, i mezczyzna zaczyna sie powoli denerwowac ze nie zdazy. Na szczescie nie jedzie sam, na festiwal do miasta udaje sie kilku poznanych po drodze nowych przyjaciol. Jeden z nich, mnich opowiada (w odcinkach) pewna interesujaca przypowiesc. A bohater pod wplywem tej podrozy przechodzi wewnetrzna przemiane i... rzuca palenie :)
Spokojne kino w ktorym akcja jest najmniej wazna, mozna zato oddac sie kontemplacji i zachwycac pieknymi gorzytymi krajobrazami.
Jest to drugi film Khyentse Norbu, autora "Pucharu Himalajow".
Pierwszy raz spotykam twórczość tego autora.Dla mnie jest to niezwykle piękny,mądry obraz.Tak jak bardzo trafnie określiłeś"kino drogi".Tego typu kino jest mi bardzo bliskie...i ważne.To oczywiście tylko moje zdanie.